Oj, dawno mnie tu nie było... Zaniedbałam troszkę bloga, ale cóż,
miłość do rękodzielniczego hobby przegrała z prozą życia. Nie siedziałam
jednak zupełnie bezczynnie, coś tam sobie dłubałam. Powstało między
innymi małe pudełeczko decoupage, bransoletka, jestem w trakcie
przygotowywania wisiorka z żywicy z dmuchawcem. Poza tym nie byłabym
sobą, gdybym siedziała cały czas w jednej technice. To takie moje
przekleństwo, chciałabym wszystkiego spróbować, wszystkiego się nauczyć,
poznać każdą technikę, żeby móc je potem dowolnie łączyć. Różnie to
wychodzi, ale przynajmniej się staram.
Co mam teraz na tapecie?
Sznury szydełkowo-koralikowe. Wiele osób twierdzi, że tej techniki może
się nauczyć średnio rozgarnięty szympans. No cóż, być może ja nie jestem
średnio rozgarniętym szympansem, bo jakoś z dostępnych tutoriali ciężko
było mi ogarnąć, jak takie sznury robić, mimo że z szydełkiem miałam
już wcześniej do czynienia i podstawowe ściegi znam. Dopiero poradnik Qrkoko
dał mi nadzieję, że załapię co i jak. Tak więc dłubię w drobniutkich
koralikach Toho, robię sznury i zaraz je pruję. Efekty na razie takie
sobie.
Próbowałam też
chainmaille, nauczyłam się "ściegu" bizantyjskiego. Sam w sobie wygląda
świetnie, ale mój nie zachwyca jakością ze względu na użyte kółeczka,
które są nierówne na łączeniach. Może kiedyś pokażę, co udało mi się
zrobić.
No i jeszcze jedna wiadomość: mamy
nowego lokatora! Włochaty, głośny i najbardziej kochany futrzak, jakiego
kiedykolwiek miałam. Szanti vel. Świniutek vel. Emocjonalna
szantażystka.
Kiedy do nas dotarła, była tak mała, ze
mieściła się w dłoni. I taka suchutka, że można było policzyć jej kostki.
Teraz już bryka jak młody cielaczek, woła o trawę i śpi właśnie tak:
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz